Z ostatniej chwili

Robert Smith obchodzi 59. urodziny. Ciekawostki o liderze The Cure

foto: TORKIL ADSERSEN/AFP/EAST NEWS/ foto: TORKIL ADSERSEN/AFP/EAST NEWS/

Robert Smith urodził się 21 kwietnia 1959. Z okazji jego 59. urodzin przybliżamy mniej znane oblicze twórcy „Boys Don’t Cry”, „Lullaby” i „Friday I’m In Love”.

Mało który muzyk może mówić o swojej grupie, wzorem Ludwika XIV: „Zespół to ja!”. W przypadku The Cure i Roberta Smitha jest to całkowicie uprawnione. Smith to wokalista, gitarzysta, kompozytor i wyłączny autor tekstów zespołu. Od 42 lat nieprzerwanie stoi na jego czele i jest jedynym jego członkiem, który był w składzie przez cały okres jego istnienia.

The Cure osiągnął swój wielki sukces artystyczny i komercyjny także dzięki wyjątkowej osobowości lidera. Na scenie bardzo statyczny, śpiewający melancholijnym głosem emocjonalne, czasem wręcz depresyjne teksty mrocznych i poważnych utworów. Z drugiej strony, człowiek obdarzony dużym poczuciem humoru, chętnie wygłupiający się na planie teledysków do uroczych, popowych utworów, które królowały na listach przebojów. The Cure to zespół idealnie dopełniających się sprzeczności, a to samo można powiedzieć o jego przywódcy.

W ostatnich latach Robert Smith mocno ograniczył swoją muzyczną działalność. Od 2008 roku, kiedy ukazał się 13. album The Cure, „4:13 Dream”, nie wydał żadnego regularnego albumu. Na szczęście ostatnio znów przypomniał o sobie fanom.

W jednym z wywiadów Robert wspomniał, że w 2019 chce wydać nową płytę swojego zespołu. Na razie musimy zadowolić się specjalną edycją albumu „Mixed Up”, z remiksami klasycznych kawałków The Cure autorstwa samego Smitha. Najważniejszym jego zadaniem na rok 2018 jest natomiast festiwal Meltdown – muzyk wystąpi w roli jego kuratora. Na imprezie, która odbędzie się w dniach 15-24 czerwca w Southbank Centre w Londynie, zagrają m.in. Nine Inch Nails, Manic Street Preachers, Placebo, My Bloody Valentine, The Libertines i Deftones, a także sam pan kurator z zaproszonymi gośćmi, pod szyldem Cureation 25.

Robert Smith z The Cure – ciekawostki

60. rok życia Roberta zapowiada się więc bardzo pracowicie. Jednemu z naszych ulubionych muzyków z okazji 59. urodzin, które będzie świętował 21 kwietnia 2018 życzymy kreatywności i energii do działania, a Wam przedstawiamy garść ciekawostek na temat szacownego jubilata.

Wszystko zostaje w rodzinie

Pierwszy zespół Robert założył w wieku 14 lat ze… swoim rodzeństwem. W skład grupy o malowniczej nazwie Crawley Goat Band weszła jego siostra Janet i brat Richard. Crawley to rodzinna miejscowość Smitha.

Osa z Crawley

W wieku 16 lat Robert był zapalonym piłkarzem. Grał jako skrzydłowy w drużynie Wasps (Three Bridges) w Crawley.

Jak żyć bez zasiłku

Robert postanowił na poważnie zająć się muzyką w 1977 roku, po tym, jak angielski ZUS odciął mu zasiłek socjalny, z którego żył około 9 miesięcy. Czasem potrzeba jest matką sztuki.

W butach sportowych do ślubu

Od 13. roku życia Robert jest w szczęśliwym związku z Mary Poole. Para pobrała się w 1988 roku, a wokalista do ślubu poszedł w dużych białych butach sportowych, które były w latach 80. i 90. jego znakiem rozpoznawczym.

Gdy nie ma dzieci, to jesteśmy spokojniejsi

Robert i Mary nie mają dzieci. Smitha określić można jako antynatalistę – z premedytacją nie chce sprowadzać na ten łez padół nowych istnień, by oszczędzić im cierpienia.

Tę burzę włosów każdy zna

Znakiem firmowym Smitha jest stercząca na głowie burza czarnych włosów, która okazała się tak bardzo inspirująca dla członków subkultury gotyckiej. Wokalista zaczął się tak czesać na początku lat 80., gdy prowadzał się ze Scottem Severinem i Siouxsie Sioux z Siouxsie & The Banshees.

Być jak David Bowie

Z kolei makijażu – szminki i eyelinera – Smith używał już znacznie wcześniej, bo jeszcze w latach 70. W tym aspekcie swojego image’u Robert inspirował się Davidem Bowiem i innymi wykonawcami glamrockowymi. Warto wiedzieć, że Robert chodzi w makijażu także na co dzień, nie tylko na scenie.

Krew, pot i łzy

W okresie płyty „Pornography”, która ukazała się w 1982 roku, cały zespół stosował czerwony makeup w okolicach oczu. Pod wpływem ciepła, jakie generowały światła na scenie makijaż rozmazywał się, a muzycy wyglądali, jakby płakali krwią.

c.d. na następnej stronie

Maciej Koprowicz
Artykuł zaczerpnięty ze strony https://www.antyradio.pl/

2 Comments

Z ostatniej chwili

Dowiedz się więcej